Lidia Kalita
Zapraszam Was do mojego świata. Jak spędzam dzień, z kim pracuję, co oprócz projektowania uwielbiam robić? Uchylam rąbka tajemnicy…
6.00-6.15
Jestem typem skowronka. Czasem zdarza mi się otworzyć oczy jeszcze wcześniej. Ma to swoje dobre strony: poranek w łóżku jest dłuższy… Ale też złe. Jestem śpiąca ok. 22-22.30, co powoduje, że nie mogę obejrzeć ulubionych filmów i seriali do końca. Codziennie rano mąż przynosi mi kawę do łóżka. Kawę w kubku z dużą ilością mleka. Za pół godziny do kuchni schodzę ja i przygotowuję dla niego talerz pełen świeżych owoców. Taki rytuał od lat. Pijąc kawę przeglądam na moim iPadzie, co w nocy wydarzyło się na Facebook’u, sprawdzam maile i raczę się porcją najnowszych ploteczek. Po kawie, gdy rozjaśni mi się umysł, zabieram się do projektowania. Zawsze przy łóżku leży szkicownik i kilka ołówków… Uwielbiam rysować w łóżku, w tygodniu krócej, w weekend przedłużam to do 11-12. Również na wakacjach! Nie mogę bez tego żyć.
8.00
Trzy razy w tygodniu przychodzi moja trenerka personalna, Justyna, i ćwiczymy przez następną godzinę. Moją ulubioną formą ćwiczeń jest bieganie, więc często biegamy po okolicznym parku, chyba, że pogoda zatrzyma nas w domu. Wtedy pozostaje bieżnia i ćwiczenia na macie. Justyna ma szkołę jogi i tym się głównie zajmuje, ale ja nie odnajduję się w tej spokojnej, relaksacyjnej formie ćwiczeń. Muszę się porządnie spocić i zmęczyć, żebym miała poczucie dobrze spełnionego obowiązku.
10.00-10.30
Jadę do pracowni. Uwielbiam głośno słuchać muzyki w samochodzie. Zawsze zastanawiam się, czy słychać ją na zewnątrz… i trochę mi głupio, ale i tak nie umiem się powstrzymać. Ostatnio moim hitem jest składanka PIN CODE 4. Jeżeli natomiast chcę się wyciszyć po całym dniu najlepiej na mnie działa Ewa Bem i Grażyna Łobaszewska. Znam wszystkie utwory na pamięć, więc śpiewam na całe gardło. Musi to pewnie zabawnie wyglądać z boku, ale powoduje, że szybko się relaksuję po wrażeniach całego dnia.
Lidia Kalita
Po przyjściu do pracowni piję duże cappuccino i jestem gotowa na wyzwania całego dnia. Następnie przymiarki. Zespół konstruktorów i pań szyjących przychodzi na godz. 7.00 do pracy, więc ok. 11:00 zawsze już są pierwsze efekty ich działań. W przymiarkach zwykle uczestniczy cały zespół i Magda, Dyrektor ds. Produktu, Joanna – marketingowiec i Justyna odpowiedzialna za zakupy tkanin i dodatków. Wszystkie głośno komentujemy to, co widzimy. Słucham uwag… a potem i tak robię, co mi w duszy gra. Po przymiarkach omawiam z dziewczynami tworzącymi konstrukcje nowe modele, zawsze jest mnóstwo czyhających pułapek, bo staram się wybierać nowatorskie tkaniny, których nie wolno prasować albo są tak delikatne, że wbicie igły może je uszkodzić. Na szczęście mam zespół profesjonalistek, więc zawsze znajdujemy jakieś rozwiązanie. Jeżeli produkuje się rzeczy w ilości większej niż jedna sztuka, zawsze trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie czy dany projekt będzie się dobrze użytkował. Po przymiarkach mam spotkanie z Magdą, Dyrektor
ds. Produktu. Omawiam kolejność produkcji, zmiany aranżacji witryn sklepowych w Domu Mody Klif, plany dostaw na najbliższy miesiąc i wyniki współpracy z zaprzyjaźnionymi platformami internetowymi.
Ok. 12.00
Przez szybę drzwi do mojej pracowni nerwowo zagląda Joanna, Koordynator Marketingu i PR. Zawsze jest tysiąc spraw do omówienia: wybór sukienek dla gwiazd, które chciałyby coś założyć na kolejną imprezę, zaakceptowanie postów na facebooka, autoryzacja wywiadów, które się odbyły i ustalenie terminów tych, które jeszcze przede mną, obejrzenie i komentowanie ostatnich publikacji w prasie i temat najważniejszy – press day i prezentacja najnowszej kolekcji. Burza mózgów na temat zaproszeń, klimatu przewodniego, muzyki, etc.
12.30-13.00
Lunch. Jem bardzo wcześnie, ponieważ właściwie nie jadam śniadań. Wiem, że to niezdrowe, ale nie potrafię jeść o poranku. Po ćwiczeniach wypijam świeżo wyciśnięty sok z grejpfruta lub moje ostatnie odkrycie: sok wielowarzywny z chilli. Pycha! To sprawia, że o 12.30 robię się naprawdę głodna, a przez to trochę nerwowa. Koniec spotkań i narad. 15 minut dla mnie! Zawsze jem zupę-krem z warzyw z dużą ilością świeżej pietruszki
i papryczką chilli albo purée z selera z salsą z pomidorów i awokado. Po lunchu robię się łagodna jak baranek
i gotowa na kolejne wyzwania.
13.00 – 17.00
Czas na projektowanie. Bardzo często w tym czasie „wpadają” zaprzyjaźnione gwiazdy na przymiarki
i pogaduchy i wspólnie zastanawiamy się w czym wieczorem będą wyglądały najpiękniej. Jest to też czas, kiedy drzwi do showroomu nie zamykają się. Styliści wypożyczają ubrania i dodatki do gazet, zwracają rzeczy, które już wykorzystali itd.
18.00
Dwa-trzy razy w tygodniu lubię się porozpieszczać i umawiam się na masaże do pobliskiego SPA. Pani Ewa, masażystka robi genialny, ekstremalnie mocny masaż bańką chińską, po którym czuję, że ciało jest gładkie, a ja zyskuję dodatkową porcję energii.
Lidia Kalita
19.00
Uwielbiam gotować. Staram się codziennie zaskoczyć mojego męża jakąś fajną kolacją. Mam chyba ze sto książek kucharskich. Mimo to ostatnio i tak wyszukuję ciekawe przepisy w internecie. Zwykle są to nowe pomysły na pastę albo ryby, które oboje uwielbiamy. W tygodniu wieczory spędzamy raczej w domu, chyba,
że są jakieś imprezy-eventy, na które mam ochotę pójść. Piątek wieczór to zawsze moment na kolację
we dwoje albo z przyjaciółmi. Raz w miesiącu z przyjaciółkami zaliczamy „babski wieczór” w ulubionej włoskiej trattorii. Skład personalny zawsze jest ten sam i potrawy te same: krewetki na maśle czosnkowym i białym winie, carpaccio wołowe z rukolą, kaparami i w parmezanie oraz duuuużo chianti. Jeżeli wieczór spędzam
w domu, to scenariusz jest zawsze podobny: długie pieszczoty z moim ukochanym psem na łóżku (uwielbia zasypiać na swoim specjalnym kocyku), wyciszenie z książką (ostatnio jestem pod wrażeniem „Rodziny” Moniki Jaruzelskiej, z którą łączą mnie koleżeńskie relacje, więc nie jest to dla mnie zwykła książka…). Polecam też
„W Chinach jedzą księżyc” o parze Niemców, która na dwa lata przeprowadziła się do Chin. Rozśmieszyła mnie do łez odmienność kulturowa Europejczyków i Chińczyków. Bardzo dobrze napisana książka, która uświadamia jak miejsce, w którym się wychowujemy wpływa na różne postrzeganie z pozoru tych samych rzeczy.
Ok. 21.00
Wreszcie mam czas na obejrzenie filmu lub… serialu. Uwielbiam także program Kuby Wojewódzkiego
i „Kuchenne rewolucje”. Co nie zmienia faktu, że często nie udaje mi się obejrzeć ich do końca, bo zasypiam przed telewizorem. Wciąż jestem na siebie o to zła, ale nie mogę nic poradzić 🙂
Autorka tekstu: Lidia Kalita, projektantka. Butik z jej ubraniami i dodatkami znajdziecie w Domu Mody Klif
w Warszawie na parterze.
